wtorek, 30 kwietnia 2013

Zasiali górale...

Jako, żeby tradycji polskiej stało się zadość, to muszę sięgnąć tym razem do biesiadnej piosenki, aby podkreślić pewien status ludzi, z którymi miałem przyjemność niegdyś zabawiać się w różne grymasy słowno-polityczne w mikronacjach.

Wziąwszy na warsztat piosenkę zatytułowaną tak samo jak ten mój świstek wymiętolonych myśli, którym niektórzy bardzo chętnie by się podtarli, zauważyłem pewne nawiązanie do mikronacji. Pozwolę sobie zacytować dwa refreny tejże pięknej ludowej pieśni, aby wszyscy mogli wiedzieć o czym mówię.

Zasiali górale owies, owies,
Od końca do końca, tak jest, tak jest!
Zasiali górale żytko, żytko,
Od końca do końca wszystko, wszystko!
[…]
Zasiali górale owies, owies,
Od końca do końca, tak jest, tak jest!
Pożęli górale żytko, żytko,
Od końca do końca wszystko, wszystko.

(źródło: http://teksty.org/biesiadne,zasiali-gorale,tekst-piosenki)

Pierwszy refren stanowi o pewnym boomie i prosperity wśród mikronacji. Każda z mikronacji została założona i jakoś sobie żyła pomimo wszelakich kryzysów. OPM kwitł - mikropaństwa aż się biły, aby do niego wstąpić. Forum.mikronacje jako tako było przystępne dla wszystkich i raczej nikt nikogo wówczas nie ograniczał pod względem wypowiadania się.

       Następnie musimy przeanalizować, czym jest ten „owies”, a czym „żytko” zawarte w pierwszym refrenie, aby móc pojąć całość. Owsem nazwijmy wszystko to, co jest powszechnie uznawane w mikronacjach za pewien pozytyw, a żytem to wszystko, co jest uznawane za pewien negatyw. Do wartości przyporządkowanych do owsa możemy dodać na przykład: poprawność polityczną, język dyplomatyczny, stosowne pozy wobec innych uczestników dyskursu, „niezmierzona tolerancja” wobec wszystkiego co nowe i erudycyjność. Natomiast żyto stanowią takie wartości jak na przykład: grubiaństwo, hucpa polityczna, chamstwo, wulgarność, hipokryzja, kłamstwo, arogancja, egocentryzm i zawadiactwo.
         Zarówno owies i żyto zostały zasiane i to wszystko rosło, rosło, aż urosło do tego stopnia, że ktoś wpadł na genialny pomysł, że czegoś trzeba się pozbyć ze świata mikronacji, aby innym żyło się stosunkowo lepiej. Taką organizacją, która na ten genialny pomysł wpadła była Organizacja Polskich Mikronacji. Gdy nastąpiła era organizacji porośniętej różnymi odmianami przepisów, wymogów i konwencji, to wówczas w świecie mikronacji zaczęło się tzw. trzecie sianie – zwane przeze mnie - selektywnym rżnięciem.

Tak też stosunkowo negatywnie odbierane żyto było sukcesywnie koszone i pozostawiane świniom i bydłu na pożarcie, a owies jako roślinka jadalna mająca w sobie pewien składnik, który chroni przed zgrzybiałymi stworami był i jest wciąż uprawiany. O tym przede wszystkim mówi drugi refren będący jednocześnie początkiem nowej ery – selektywnie rżnących ludzi mających wpojone zasady, że osoby wywodzące się z żyta należy sukcesywnie eliminować z racji tego, że ich postawy są zbliżone do zwierząt pozbawionych ludzkich cech.

Tym samym w mikronacjach nastąpił totalny przewrót myślowy, który trwa po dziś dzień i stanowi o samodestrukcji polskiego świata mikronacji.

Autor: Skompromitowany Herezjasz

Oczekując na owacje

Stanął nędzny aktorzyna przed publiką wielką i ukłon wpół pas im odegrał. Wypowiedział swe kwestie do końca z lekkim zająknięciem, a publika wciąż w ciszy brodzi. Skoczył, tupnął i upadł, a Ci ani drgną. Miny zdziwione, zamyślone, jakby jeszcze na coś czekali. Pewnie na nowych aktorów, którzy tą scenę by wypełnili co do ostatniej deski. Czyżby jakiś śpiewak miałby im coś odśpiewać? A może wiolonczelistka ze swym urokliwym spojrzeniem na muzykę miałaby im coś odegrać? Może hejnalista na wieży ma im coś zatrąbić? Skrzypek może jakiś bez dachu nad głową mógłby pewne rzępolenie wykonać? Któż do diaska mógłby?

Wszyscy siedzą wryci w te fotele i ani nie pomyślą, że pierwszy akt sztuki już się skończył i pewne oklaski się należą. Nadal widoczna nieaktywność wśród zasiedziałych damulek i ich mężów stanu. Nikt nawet kaszlnąć się nie ośmieli. O płaczu ani im pomyśleć nie przyjdzie. Siedzą jakby trupiobladą bielą ich twarze zaszły. Na przedstawienie przyszli żywi, a po nim nagle stali się martwi. Któż ich organom chęć do życia odebrał?

Ten na scenie stoi i czeka nie wiadomo na co. Kiwnął głową do tego, co za spuszczanie kurtyn jest odpowiedzialny, a ten też ani drgnął. Wszyscy paraliżem objęci. Kurtyna milczenia została spuszczona. Wszak mówi się, że milczenie jest złotem, a mowa srebrem. Chciwych na złoto było zawsze więcej niż tych, co by się pokusili na srebro. Zatem złotouste istoty znów muszą zejść ze sceny niepokonane. Im nie wolno się pomylić. Im nie wolno się zająknąć. To przecież publika jest aktorem w tej sztuce. Nieświadomi tego. Wstaną z foteli, obrócą się zadem do sceny i po prostu wyjdą.

Aktor zostaje zawsze sam, bo się potrafił skompromitować publicznie odgrywając pewną rolę. Bilety na przedstawienie sprzedane. Zysk osiągnięty. Jedni się cieszą. Drudzy się zamartwiają, a Ci trzeci ich tylko obserwują i czekają na potknięcia, aż któryś upadnie, aby go swymi buciorami do gleby przycisnąć.

Po co mamy się rozdrabniać w nazywaniu kogoś idiotą, Panie MULK. Niech wszyscy wiedzą, że wszyscy ludzie tego mikroświata są idiotami, bo przecież negatywna wypowiedź wobec tych faktycznych idiotów będzie odbierana tak, że Ci wypowiadający takie głupoty już w brzuchach matek byli idiotami. To Bóg chciał, aby każdy był idiotą, niepojętnym imbecylem, a jednocześnie niewinną istotą. To Bóg chciał, aby pomiędzy dobrem i złem nie było żadnego znaku równości i nie będzie. To właśnie zło należy zwalczać z niebywałą starannością, a że Wam się bramki pomyliły, do której mieliście strzelać, to takich ludzi należy ściągnąć z boiska i nie pozwolić im, aby doprowadzili swą bezmyślnością do totalnej porażki.

Fascynacja kulturą islamską sprawiła, że Pan MULK żyje na innej planecie. Należy umieć żyć wśród społeczności międzynarodowej? Należy umieć się z nimi dogadać, uprawiać różne stosunki, aby nastąpiła fuzja międzykulturowa? Czyżby wszystko już teraz dążyło do ujednolicania? Odpowiedzialność mamy wymierzać w sposób zbiorowy czy też wyznaniowy? Tymi samymi zasadami kierowało się OPM. Tymi samymi zasadami kieruje się UE. Tymi samymi zasadami kieruje się ONZ. Tymi samymi zasadami kierują się władze USA.

Zapowiada się bardzo ciekawy scenariusz, w którym będzie niewyobrażalna liczba ofiar śmiertelnych. Cóż, do broni, Szanowni Państwo.

Autor: Skompromitowany Herezjasz

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rycząca poprawność

Bidula usiadła sama w kącie i obiera te ziemniaki z nieprawdopodobną dokładnością. Otręby padają na ziemię, a obrane wpadają do gara z zimną wodą. Tuż za oknem widać ludzi szwędających się po ulicach miasteczka. Płacz dzieci zagubionych w tłumie nieżyczliwych. Klnące pijusy pod sklepem rozprawiający o problemach tego świata. Drące się matki na chamowatych dorożkarzy. Jazgot handlar niemogących sprzedać par nieznoszonych gaci. Rżenie koni na rogu ulicy doprowadzające ludzi do szaleństwa. Świst bicza na koniu wypróbowano, a ten ruszył tam, gdzie mu Pan kazał. W parku siedział chłop z rozdziawioną japą, jakby czekał, aż jakiś klecha nakarmi go opłatkiem. Pobliski staw, a tam ubrane w błoto kaczki rzędem kroczyły i spoglądały na chłopa z pewnym zaciekawieniem, a zarazem zdziwieniem. 

Inny był, to gały wydrążyły z oczodołów, aby spojrzeć dokładniej. Wyglądał jak samiec. Niewielką brodę miał zapuszczoną. Stos kłaków na szczycie łba posiadał. Paru zębów nie miał, ale kto w tych czasach na zęby patrzy. Ubrany w proste ciuchy rolnika. Buty znoszone. Dłonie od pracy w polu skarane. Tuż nad nim ptaki sobie mile podśpiewują, a ten siedzi wsłuchany w ich naturalną melodię i jest oczarowany. Wziął solidną porcję świeżego powietrza do płuc i rozsiadł się wygodnie na ławce.

Nagle dosiadł się do niego arystokrata ubrany w niebywałe szaty. Buty jego lśniły. Wyszyte w sam raz na jego stopy. Zanim usiadł swą dłonią przejechał po desce, na której swój zad w końcu posadził. Szukał brudu, aby swej nieskazitelnie czystej szaty nie ufajdać.

Dwa stany usiadły przy sobie i siedzą jakby języki w gębie ktoś im wyciął. Siedzą jakby ich tam w ogóle nie było. Jakby ławka była bez dwóch zadów zasadzona. Jeden do drugiego jakąś odrazę czuje. Oba światy jakby sprzeczne ze sobą. Nastała niezręczna cisza. Każdy się boi odezwać nie wiedząc jak drugi zareaguje. Ryzykowną zagrywką staje się wymiana zdań. Słowo niezbyt dobrze uformowane nie wpasowuje się w krzyżówkę panoramiczną. Poszerzanie i zwężanie daje się we znaki. Albo pasujesz albo Ciebie nie ma.

Autor: Skompromitowany Herezjasz

Politykierzy mikronacyjni


Jedno koryto zatrzasnęli z powodu braku paszy i żyjących świń. Inne koryto istnieje – świnie gdzieś tam krążą i kwiczą, ale paszy jak nie było tak nie ma. Nie wiem, ile jest obecnie polskich mikronacji, które uznają się za żywe, ale jedno jest pewne – żadnego kryzysu aktywności w mikronacjach nie ma. To jest złudzenie, które żyje wciąż w głowach ludzi, którzy nie potrafią się podnieść z nieprawdopodobnej depresji spowodowanej upadkiem OPM.

Przejrzawszy jedną z dyskusji prowadzonych w Królestwie Victorii muszę przyznać, że tamtejsi ludzie zaczynają dostrzegać czym tak naprawdę żył kiedyś mikroświat. Zaczynają tęsknić za pewną różnorodnością charakterów i poglądów prezentowanych na różnych platformach. O spory i walki o coś przede wszystkim tu chodzi, Szanowni Państwo. Dlaczego do jasnej cholery pewnego rodzaju życie przeniosło się w sferę mediów pisanych? No dlatego, że lud mikroświata domaga się zainteresowania, skomentowania czegoś, odniesienia się do czegoś. To jest znak, że ludzie chcą się wypowiadać na jakiś temat, jeżeli mają zapewnioną co do tego pewną wolność wypowiedzi stwarzaną przez nich samych i żaden infantylny administrator wypowiedzi nie jest im do tego potrzebny… Dlaczego wiele gazet upadło razem z mikronacjami? Bo ludzikom nie chciało się odnieść do tego, co w danej gazecie czy w danym wątku zostało napisane tylko i wyłącznie dlatego, że obawiali się krytyki.

Dlaczego nie ma dużo komentarzy pod artykułami w gazetach? To jest nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Otóż, zdecydowana większość gazet nakłada na czytających bądź przeglądających dane gazety dziwną zasadę – musisz zostać skontrolowany, zanim inni zobaczą, to co napiszesz. Polega to na tym, że każdy komentarz, który chcielibyśmy napisać pod danym artykułem musi być uprzednio zmoderowany przez właścicieli gazety, a tym samym właściciele większości gazet mikroświatowych traktują swoich odbiorców jako matołów, którzy nie umieją pisać lub też redakcja danej gazety obawia się o swoją urojoną renomę. Obawa przed krytyką osiągnęła znacznie wyższy stopień niż w czasach kiedy wchodziłem do świata mikronacji. Ludzie za grosz nie mają dystansu do siebie i do tego, co w tym mikroświatku robią. Dlatego należy ich prowokować wszelkimi znanymi metodami (bezmyślne i bezsensowne „czepialstwo” nie jest metodą na aktywność, tylko pierwszym krokiem do wkurwienia człowieka).

Niektórzy naprawdę chcą skończyć tak jak OPM uważając, że nikt inny oprócz właściciela lub członka czegoś nie ma prawa się wypowiedzieć. Zauważam w mikronacjach pewien syndrom wyższości, na który cierpią niektórzy mikronacjonaliści (listki w sumie też) i między innymi to nie pozwala za żadne grzechy rozwinąć skrzydełek nikomu oprócz tym górnolotnym ptaszynom srającym na głowy przechodniów. Ludzie zostali po prostu zastraszeni zupełnie tak samo jak to robią media w realnym świecie, aby pozostawić człowieka w domu i pozwolić mu/jej doczekać spokojnej starości. Obecnie mikroświat przeżywa okres spokojnej starości pomimo tego, że składa się z tylu młodych ludzi.
Autor: Skompromitowany Herezjasz

piątek, 26 kwietnia 2013

Przeobrażona opeemowska propaganda


To jest niebywałe, jak szybko ludzkie myślenie potrafi się zmienić. To jest niebywałe, jak większość mikroświata przestała widzieć w OPM pewne bóstwo nadające pewien prestiż państwom członkowskim. To jest niebywałe, jak przejrzeli na oczy dopiero po upadku danej instytucji. Wzory z historii współczesnej uwielbiają się powtarzać.

Wymyślili idioci kryzys, który sami spowodowali i teraz zarażają tą propagandą innych. Nazywają mikronacje pewną niszą, która musi (bądź nie musi) upaść, bo nie ma wystarczająco dużego poparcia. Dążą do milionowego poparcia w ludziach. Chcą być od razu imperiami, które pozwolą im się poczuć jak wielcy panowie tego mikroświatka. A tu się okazuje, że zdychają od swej własnej propagandy i wlatują bez opamiętania do dołu przepełnionego gnojem. Wymarzą się nim nawzajem i będą stanowili obraz swego debilizmu.

Żaden z propagatorów OPM nie zauważa faktu, że stanowili organ destrukcyjno-edukacyjny. Żaden nie wierzył w to, co pisał niegdyś na forach opeemowskich. Pisali te wszystkie bzdury w OPM tylko po to, aby się przypodobać odgórnym władzom OPMu. Pokazać całemu światu jakimi to oni są podporządkowanymi i bezmyślnymi pachołkami, którzy umieją działać zgodnie z linią organizacji, którą chrzcili jak swe nowonarodzone dziecię. Pokazywali całemu światu jedyną drogę, po której mikronacje powinny kroczyć strzelając sobie tym samym w kolano.

Żaden przedstawiciel OPMu nie rozumiał czym jest konwencjonalizm i co to oznacza dla mikroświata, który miał się przecież opierać na wyobraźni mieszkańców. Zaprzeczali podstawowej zasadzie, że wyobraźni nie wolno normować, a tym samym ograniczać. Sami swoimi chorymi zasadami zaprowadzili świat mikronacji na cmentarz i pogrzebali go żywcem. Teraz się zastanawiają dlaczego jest taki kryzys. Niejaki Marcel Hans jest mistrzem w wyciąganiu absurdalnych wniosków, ale czego można się spodziewać po socjalistach zamieszkałych na trizondalskiej ziemi. Niejaka Karolina von Lichtenstein wciąż powtarza te urojone bzdury, że OPM upadło z powodu braku aktywności i nikłego zainteresowania polityką zagraniczną wśród członków OPM. W ogóle nie chce przyjąć do wiadomości, że władze opeemu stosowały rygorystyczny system wypowiadania się na terenie owej Organizacji i nawet przyjmowali projekty konwencji bez żadnego zastanowienia się, do czego może to doprowadzić. Ponadto, na terenie OPMu zrodziła się masa sprzeczności, bo członkom tej organizacji, tak samo jak tym imbecylom z polskiego i europejskiego parlamentu, nie chciało się czytać ze zrozumieniem tego nad czym urządzali sobie głosowania. To była istna hucpa polityczna pod dyktando sarmackich i surmeńskich władz państwowych czy też nawet lokalnych. Skurwiele z Teutonii byli nawet zdolni do włamania się na konto popularnego komunikatora (Gadu-Gadu) jednego z członków tej organizacji, aby go uciszyć i skompromitować na arenie międzynarodowej fałszując jego wypowiedzi. Do takich skurwysyństw był między innymi zdolny Pan Kryspin von Lichtenstein wraz z Panem Michaelem von Lichtensteinem. Niejaki Pan Jaskoviakus, znany pod pseudonimem „Jasiek” również brał udział w różnych przekrętach politycznych w sferze OPM i dzisiaj sobie chodzi po ziemi mikronacyjnej jak gdyby nigdy nic nie zrobił. Ohydny komuch Kosiciński, który usuwał wypowiedzi dla niego i tej całej organizacji niewygodne. Byli zdolni po prostu do wszystkiego, aby utrzymać renomę tej organizacji za wszelką cenę.

Opłotowanie wokół tej organizacji było tak wysokie, że nawet helikopterem nie można było tam wlecieć. Trzymano w korycie świnie przymusowo, nawet te, które dawno zdechły. Reanimowano trupy przez ponad 3 miesiące, co jest wystarczającym dowodem, żeby powiedzieć, że tam siedzieli totalni idioci niezrównoważeni psychicznie, więc na końcu musieli sobie strzelili kulkę w łepetynkę. Nie mieli innego wyjścia. Na leczenie po prostu było za późno.

Kończąc mój wywód, to chciałem podkreślić, że skompromitowali się Ci, co ten system tam stworzyli, a dzisiaj wymyślają jakieś urojone kryzysy naszpikowane takimi absurdami, że aż głowa mała.

Autor: Skompromitowany Herezjasz

środa, 24 kwietnia 2013

Strzelanie do konkurencji


Zacznę może od sławnego powiedzenia, które często jest roztrząsane na egzaminach gimnazjalnych w szkołach – „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” Roberta Ludluma. Każe się ludziom pisać, jak należy to powiedzenie rozumieć i o dziwo taka stereotypowa edukacja w szkołach przekłada się na działania ludzi poza szkołą, między innymi w mikronacjach. Owa zasada jest często używana w marketingu i stanowi narzędzie wyniszczające konkurencję. Zdecydowana większość mikronejczyków jest w tej zasadzie zakochana pomimo, że się nie przyznają do tego publicznie. Zresztą mało kiedy obecna klasa panująca w mikronacjach się do czegoś przyznawała, czy tam starała się dany fakt naprawiać. Nothing changes.
Wystarczy spojrzeć na fakt przyjmowania nowych krajów ogłaszających się na forum.mikronacje. Zgraja delikwentów zbiera się wówczas wokół biednego kraiku i wytyka reklamodawcy, co im się w reklamie kraju nie podoba, rzucają jakimiś absurdalnymi pretensjami – po cholerę żeś stworzył taki kraj jak inny o podobnych podstawach już istnieje, czemu nie dołączyłeś do nich, dlaczego nie używasz cudzysłowów takich i owakich, dlaczego napis nie jest idealnie wyśrodkowany, bo jam jest obsesyjny świr i masz się dostosować… To jest banda oszołomów, totalnych pomyleńców z wypranymi zwojami mózgowymi, których należy unikać. Niejaki Robert Dąbski (trizondalsko-sclaviński debil) wymagał od nowego mikronacjonalisty, aby w kraju utrzymał stabilną aktywność (co jest niemożliwością) i nawet mu sugerował liczbę aktywnych osób, która musi być zapewniona, aby byt danej mikronacji został zaakceptowany. To jest nieprawdopodobne, że nawet normuje się fakt, kto ile ma mieć ludzi w mikronacjach i czy coś oni tam robią, a w wyniku tego stwierdza się, czy ktoś ma prawo żyć, czy też nie. Potem mi się mówi, że nie mam używać argumentów związanych z Hitlerem, który gazował i rozstrzeliwał ludzi, którzy nie mieli prawa żyć według jego urojonych zasad. Ci pomyleńcy i wykolejeńcy zachowują się dokładnie tak samo, tylko po prostu wstyd im się przyznać, że są takimi samymi ohydnymi zbrodniarzami mikronacyjnymi jak ten skurwiel Adolf Hitler wraz ze swoją zgrają oszołomów wyznających jego zasady w świecie realnym.
Co to kogo obchodzi, kto jak ma w kraju, ile ma osób działających, czy są aktywni… Ważne jest to, że ten nowy człowiek pojawił się, zaprezentował nowy byt, który stworzył wraz ze swymi kompanami broni i co najważniejsze, że zostanie przyjęty do tego świata jako pewne indywiduum, a nie będzie spychane do świata totalitarnie skategoryzowanego dążącego do ujednolicenia, gdzie nic nowego lub podobnego nie ma prawa powstać. Najwyraźniej nikt już nie chce poprawy sytuacji w mikroświecie…
Pan Malik-al-Mulk (imbecyl nad imbecylami – guru czerwonej hołoty) stwierdził, że „problemem młodych mikronacji jest właśnie ta oryginalność [,której nie prezentują nowe mikronacje]”. Zastanawiam się tylko, czy jak Pan Malik-al-Mulk nieszczęśliwie umoczy swego siusiaka w jakiejś piździe, to czy będzie się spodziewał oryginalnego, unikatowego dzieciątka, które będzie miało inny kolor oczu niż inne noworodki, inny kolor skóry czy też inną średnicę czaszki, aby odbiegać znacząco od zwyczajowych norm. Ciekaw jestem, czy jak Pan Malik-al-Mulk założy sobie wcześniej, że chce mieć białoskórego chłopca z blond włosami, a los mu sprawi czarnoskórego bruneta, to tego czarnego kopnie w tyłek i powie mu, żeby poszukał sobie osób, które go zechcą… Myślenie tego człowieka trąca naprawdę o psychizm i co gorsza tego człowieka wpuszczono na studia wyższe… Ten człek neguje twierdzenie o oryginalności nawet jeśli coś wydaje się podobne, ale nie jest takie samo jak pierwowzór. Ponadto, neguje sam fakt, że człowiek, który stworzył daną mikronację nie jest pewną oryginalnością dla mikroświata. Pana Malika-al-Mulk należy wysłać do wirtualnego zakładu psychiatrycznego (Organizacja Pojebów Masochistycznych), który niedawno upadł i pozwolić mu także upaść na zbity pysk.
Takich osobników jak Pan Mulk oraz innych mu podobnych należy zgnoić z pełną determinacją, aby wpoili sobie do tych durnych łbów, że to wewnętrzna sprawa kraju, czy on upadnie czy nie. Ponadto, nie należy pozwolić tym idiotom, aby wiedzieli z ilu jąder tryska aktywność w danym kraju. To jest prywatna sprawa danego kraju. Człowiek się liczy jako jednostka, a nie jako zbiór jednostek traktowanych jako całość.

Autor: Skompromitowany Herezjasz

sobota, 20 kwietnia 2013

Wirtualne systemy gospodarcze

Dużo szanujących się mikronacji, mających już wieloletnią tradycję w polskim mikroświecie, stawia sobie za punkt honoru posiadanie tzw. systemu gospodarczego. Czym jest wirtualny system gospodarczy (w skrócie WSG)?
Według definicji w micropedii system gospodarki jest to zespół skryptów których celem jest jak najdokładniejsze oddanie realnej gospodarki [...]. Moim zdaniem jest to definicja nieścisła, bowiem kto zabroni danej mikronacji handlować poprzez np. forum lub grupę dyskusyjną? To też są skrypty, które to umożliwiają w formie opisowego zawierania transakcji. Z tego by wynikało, że zdecydowana większość mikronacji posiada systemy gospodarki, bowiem posiada takie skrypty, a wiemy wszyscy, że tak nie jest.
Ja zdefiniowałbym system gospodarki wirtualnej w sposób następujący:
Wirtualny system gospodarczy jest to uproszczony model gospodarki realnej wyrażony w liczbach, mający na celu symulowanie go w rzeczywistości wirtualnej, poprzez zautomatyzowaną wymianę lub przeróbkę danych użytkowników.
Jest to model upraszczający rzeczywistość, gdyż nie da się stworzyć w rzeczywistym czasie systemu, który odwzorowywałby rzeczywistość realną w 100%.
Wiadomym jest, że państwa kapitalistyczne swoje systemy gospodarcze wymodeluje w taki sposób aby symulowały one gospodarkę liberalną, zaś państwa socjalistyczne w taki aby symulowały one gospodarkę socjalistyczną. Ich systemy będą się zasadniczo różnić, będą oparte na innych liczbach i danych. Mało które systemy są ze sobą kompatybilne i wymiana danych pomiędzy nimi jest możliwa tylko wówczas gdy ich konstruktorzy utworzą platformy komunikacji pomiędzy systemami gospodarczymi.

Czy systemy gospodarcze są potrzebne? Nie oszukujmy się - są. Stanowią one uatrakcyjnienie mikronacji w dzisiejszych realiach polskiego mikroświata. Posiadanie systemu gospodarczego może nie jest warunkiem wystarczającym aby mikronacja osiągnęła sukces, ale warunkiem koniecznym na pewno jest. Oczywiście mikronacja, w konserwatywnym znaczeniu, nie może, a na pewno nie powinna, opierać się na tzw. klikaczach. Niemniej jednak to uatrakcyjnienie sprawia, że mikronacje są bliższe państwom realnym oraz tematycznie szerszym, bowiem koniecznym jest wtedy zrodzenie się dyskusji na tematy gospodarcze, kwestie handlu, walut itp., podczas gdy państwa bez systemów gospodarczych mogą opierać się tylko na polityce, kulturze i sporcie, co czyni je po pewnym czasie forami tematycznymi.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Do czego są nam mikronacje?

Mikronacje to nie tylko forma wirtualnej rozrywki. To także substytut świata rzeczywistego. Pytanie tylko dlaczego ten substytut jest mikronacjonalistom potrzebny. Wydaję mi się, że odpowiedź na to pytanie jest większości znana. Mianowicie chodzi tutaj o realizację samego siebie w dziedzinach nieosiągalnych w świecie rzeczywistym. Dlaczego są one nieosiągalne? Dlatego, że albo jest stanowczo za duża konkurencja w danej dziedzinie, albo nie ma pola do popisu, lub po prostu brak odwagi aby w tzw. realu spróbować osiągnąć to co próbujemy osiągnąć w tzw. wirtualu. Dodatkowo wchodzi tu fakt taki, że w mikronacjach czyny nie przynoszą za sobą konsekwencji, a co najwyżej to, że wirtualna postać, którą wykreowaliśmy, zostaje "spalona" i trzeba odrodzić się pod innym wirtualnym imieniem bądź nazwiskiem.
Wyróżniamy wirtualne państwa o wszelakim charakterze, ale systemy i ideologie polityczne zostały zaczerpnięte z tzw. reala i generalizując można wyróżnić osoby o poglądach prawicowych, centrowych oraz lewicowych. Jako iż nie ma konsekwencji czynów, jak już wyżej nadmieniłem, skrajności biorą górę przez co w mikronacjach toczy się walka przede wszystkim lewaków i tzw. monarchofaszystów. Ten brak konsekwencji czynów oraz pewna anonimowość w stosunku do świata rzeczywistego, pozwala na pokazanie swoich prawdziwych poglądów, tj. niezdeformowanych przez anormalną poprawność polityczną obowiązującą w tzw. realu, choć wielu i w tzw. wirtualu chce ją narzucić.
W mikronacjach obserwuje się całą masę lewaków i monarchistów. A dlaczego? Lewacy, jako iż mają olbrzymią konkurencję lewaków w świecie rzeczywistym, nie starcza dla nich koryta. Internet jest to zaś koryto bez dna, gdzie można chore ideologie głosić oraz wprowadzać. Monarchiści zaś nie posiadają w ogóle w świecie rzeczywistym swego koryta, toteż muszą je wykreować od zera, oczywiście najprościej w internecie. I tu z pomocą przychodzą mikronacje. Tworzy się wirtualne państwo lub do jakiegoś się dołącza i tym samym możemy się samodoskonalić, choć w przypadku lewicowców należałoby użyć określenia pogłębiania własnej głupoty.

Monarchia!


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Historia mojego miecza, cz. I

Pewnego słonecznego dnia, wówczas gdy byłem jeszcze zwykłym mieszczaninem, postanowiłem wyprawić się w północne Góry Urnam. Pasmo górskie rozdziela Wurstlandię na pół i ciągnie się przez całą wyspę - od południa po północ. Wyruszyłem z Grillgerat, gdzie wówczas mieszkałem, czyli z południowego zachodu. Jaki był cel mojej podróży? Bogactwo oczywiście, bowiem Urnam słynęły z licznych złóż złota oraz drogocennych kamieni. Była to jednak wyprawa bardzo niebezpieczna, a to z tego powodu, że nie tylko ja miałem ochotę zgarnąć niemałe ilości szlachetnych kamieni. Można je było znaleźć przede wszystkim w opuszczonych kopalniach pilnowanych przez bandziorów. Postanowiłem, że wyruszę sam, bowiem nie będzie się trzeba z nikim dzielić a także łatwiej się będzie przedostać przez liczne niebezpieczeństwa nie będąc wykrytym przez zbirów.
Do podróży nie przygotowywałem się aż nadto. Wziąłem swój stary miecz, łuk myśliwski,  strzały, plecak, krzesiwa, nałożyłem na siebie ciepły płaszcz i podążyłem przed siebie. Należy dodać, że była to wczesna wiosna. Wyruszyłem zanim świtało, aby to było jak najmniej świadków mojej wycieczki oraz, żeby nie trzeba było rozbijać nocnego obozu niedługo po wyruszeniu. Dreptałem trzy dni aż dodarłem do granic Urnam. Po drodze nie spotkało mnie nic co byłoby warte uwagi - marsz, polowanie, sen. Grillgerackie równiny nie są interesujące dla podróżnika żądnego przygód. Natomiast pasmo Urnam zaś słynie z tego iż tamtejsze góry skaliste są bardzo ciężko dostępne, lecz przez pasmo górskie rozpościera się masa dolin, w których zaś mieszczą się koryta rzek mających w pobliskich górach swe źródła. Tam się nudzić nie można, zwłaszcza dla osób lubujących się w górskich spinaczkach.
W momencie, gdy dotarłem do góry Bycza Skała, położonej najbardziej na zachód w całym paśmie, słońce zaczęło chować się za horyzontem. Postanowiłem rozbić kolejny obóz zanim pożegnam płaski teren i rozpocznę żmudną wspinaczkę po stokach górskich.
Standardowo przygotowania do rozbicia obozu zacząłem od znalezienia patyków, które pozwoliłyby mi rozpalić ogień. Znajdując te, odkryłem polankę w rozpoczynających się tutaj północnych wurstlandzkich lasach i tam rozpaliłem ogień za pomocą krzesiwa. Upiekłem także mięso, które wziąłem z wcześniej upolowanego jelenia. Z pobliskiego strumienia także się napoiłem. Najedzony i napity udałem się spać na kocu i wałku również zabranym z domu. Zapadając w głęboki sen nie wiedziałem jeszcze, co mnie czeka dnia następnego...

niedziela, 7 kwietnia 2013

Kadencyjność monarchy czy tron dziedziczny?

Trochę zainspirowany ostatnim wydarzeniem w Sarmacji, chcę poruszyć kwestię tego czy jest sens wprowadzać kadencyjność monarchy. Moim zdaniem nie. Jedynowładztwo wymaga tego, aby monarcha miał poczucie misji oraz odpowiedzialności jaka ciąży na nim podczas sprawowania władzy. Stawiana jest wówczas tożsamość pomiędzy poziomem dobrobytu w królestwie a postawą monarchy.
Kadencyjność nie powoduje nic prócz przywiązania do stołka przez określony okres kadencji. Dodatkowo taki kadencyjny monarcha, zamiast dbać należycie o losy monarchii, często woli stosować zabiegi socjotechniczne mające na celu wybranie go na następną kadencję. Jeśli natomiast istnieje maksymalna ilość kadencji, podczas których taki król może sprawować władzę, istnieje obawa, że monarcha ostatnią kadencję sobie oleje, wystarczy, że poudaje pracę.
Ale czy monarcha dziedziczny odczuwa przywiązanie do stołka? Oczywiście, że tak. Ale będąc stale związanym ze stołkiem, fakt że go posiada przestaje mu wystarczać, co sprawi, że będzie się chciał wykazać. Oczywiście istnieją wyjątki od tej reguły i takich patologicznych monarchów trzeba rychło detronizować.
Czy w wirtualnych państwach jest możliwe dziedziczenie tronu? Oczywiście, ale nie dosłownie. Aczkolwiek istnieją wirtualne pary małżeńskie, które dorobiły się wirtualnych potomków, to dziedziczenie tronu jest w mikronacjach dość symboliczne. Uważam, że obecny monarcha powinien sam wyznaczać swojego dziedzica, kontynuatora jego misji.

sobota, 6 kwietnia 2013

Upadek Królestwa Wurstlandii?

Jak mówiłem w swoim wywodzie inauguracyjnym, Królestwo Wurstlandii nie upadło. Została zaniechana działalność strony internetowej. Nie można mówić o upadku Królestwa z tego powodu, że  nie został uchwalony akt prawny, który by to stwierdzał, nie została również złożona moja abdykacja ani nie zostałem zdetronizowany.
Poza tymi faktami, dość formalnymi i trącącymi biurokracją, można dostrzec i przyjemny aspekt. Mianowicie wszystko co pozostaje w naszych sercach jest wiecznie żywe, a sprawy Wurstlandii są ciągle poruszane w kuluarach. 
Co więc było powodem zamknięcia oficjalnej strony głównej Królestwa Wurstlandii? Chodziło o to, że ta strona nie służyła temu co było jej przeznaczeniem podczas jej tworzenia. Z platformy komunikacyjnej mieszkańców zamieniła się w źródło potoku żalu i pogardy dla mieszkańców ze strony pojedynczych jednostek.
Owa platforma komunikacyjna, bo tak należy nazywać strony internetowe wirtualnych państw, sprawiała, że nacja wurstlandczyków zamiast się spajać, rozczłonkowywała się na mniejsze. To nie jest komunikacja tylko droga do autodestrukcji. Z kłótni, które miały miejsce, prędzej doszłoby do wojny domowej niż do pojednania i zbudowania czegoś konstruktywnego.
Wniosek nasuwał mi się tylko jeden - należy odciąć rebeliantów/aniołów stróżów na usługach diabła od komunikacji z resztą Wurstlandczyków. Niestety tym samym wszyscy Wurstlandczycy zostali odcięci od owej platformy, jednakże uważam, że wszystkim wyszło to na dobre, nie wyłączając mnie.

Czy Królestwo zostanie odbudowane?

Mówiąc o odbudowie mam na myśli odnowienie platformy komunikacyjnej. Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć twierdząco lub przecząco na pytanie, czy Wurstlandia zostanie reaktywowana. Gdyby miało coś takiego nastąpić, z pewnością Wurstlandia zostanie wybudowana od zera. Zbyt dużo bałaganu nagromadziło się w dotychczasowych strukturach a filary Wurstlandii są niemiłosiernie popękane, co zmusza do zburzenia wszystkiego co było i wybudowania tego od nowa. Oczywiście hipotetycznie, tylko wtedy kiedy decyzja o odbudowie zostanie podjęta przeze mnie. Należy również się zastanowić przez kogo zostanie ewentualnie odbudowana. Przeze mnie, w końcu jestem obecnym królem, chyba, że wola narodu wurstlandzkiego będzie wołała o zdetronizowaniu mnie, oraz przez wszystkich Wurstlandczyków, którym będzie na tym zależało. Od tych osób wymagać będę tylko jednej rzeczy - lojalności wobec Królestwa oraz Króla.

piątek, 5 kwietnia 2013

Mikronacja czy wirtualne państwo?

Omówmy sobie definicję mikronacji (źródło). Definicja ta oparta jest na tradycyjnym, polskim znaczeniu tego pojęcia, gdzie stawiana jest równość pomiędzy wyrazem mikronacja a wirtualne państwo (z ang. virtual country). W polskiej definicji nie istnieje tożsamość pomiędzy zachodnioeuropejską, czy prosto z USA, definicją mikronacji (z ang. micronation). Należy stwierdzić, że polska definicja pod tym względem jest nietrafna i nieścisła i przede wszystkim mało intuicyjna.
Przede wszystkim chodzi tutaj o rozkład wyrazu mikronacja na czynniki pierwsze, czyli mikro oraz nacja. Skoro istnieje mikronacja, to zapewne istnieje też nanonacja, meganacja czy też sama nacja. Przedrostek mikro w wyrazie mikronacja oznacza podwielokrotność wyrazu nacja. Czyli z nacji jako ogół wydzielono nację w wymiarze mikro. Czy polskie wirtualne państwa jako nacje są wydzielone z jakieś większej nacji? Nie sądzę, bowiem działają równolegle z nimi, zatem nie ma tutaj separacji pomiędzy nacją (polską) a mikronacją (w znaczeniu polskim). Zatem wydaję mi się, że polskie znaczenie wyrazu mikronacja, nie odzwierciedla struktury znaczeniowej tego wyrazu. W definicji zachodnioeuropejskiej, micronation oznacza nację, która wydzieliła się spośród swojej narodowej nacji, tworząc zjawisko w wymiarze mikro. Natomiast polski wyraz mikronacja stawia tożsamość z określeniem wirtualne państwo. To czyni definicję nieintuicyjną. Oczywiście wirtualne państwo jest tworem, w skład którego wchodzą jakieś wyimaginowane nacje, które jak najbardziej są wymiaru mikro. Ale wirtualne państwo to państwo mieszczące się w odmętach internetu, natomiast mikronacja może dotyczyć zarówno tzw. reala jak i wirtuala. W Polsce nie istnieje zjawisko mikronacji w znaczeniu zachodnioeuropejskiej (przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo), ale to nie oznacza, że powinniśmy rezerwować wyraz bardzo ogólny tylko i wyłącznie do nazwania zjawiska wirtualnego państwa.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Blog Ludwika Bourbona, wyd. XII

Kim jestem?

Nazywam się Ludwik Bourbon. Kojarzyć mnie można przede wszystkim z Udzielnego Księstwa Templariuszy (stare dzieje), Moheratu Berecji oraz ostatnio głównie z Królestwa Wurstlandii, a także wielu innych mikronacji, w których przebywałem ale tylko gościnnie lub na bardzo krótki czas. Również udzielam się na Forum Mikronacje i również wcześniej prowadziłem wiele gazet mikronacyjnych.
Formalnie jestem obecnym królem Królestwa Wurstlandii - wirtualnego państwa, które zakończyło swą praktyczną egzystencję, ale nie na drodze formalnej, tzn. oficjalnie Królestwo wciąż istnieje, a ja wciąż jestem jego królem, gdyż nigdy nie złożyłem dokumentu potwierdzającego likwidację państwowości wurstlandzkiej ani aktu abdykacyjnego. Jedyne co, to na stronie głównej Królestwa Wurstlandii znaleźć można smutny napis: "abiit ad plures". Lecz nie chcę się w tym artykule zagłębiać w losy przeszłe i hipotetycznie przyszłe Królestwa Wurstlandii. Zrobię to w innym czasie.

Czym są Królewskie Indagacje?

Królewskie Indagacje są blogiem, na którym będę starał się odpowiadać na pytania, które sam sobie zadam. Nie ograniczam spektrum swojego działania jako mikronacyjny bloger. Postanowię coś przypomnieć z dziejów Wurstlandii - napiszę stosownego posta; zaciekawi mnie coś dajmy na to w Sarmacji - obsmaruję i Sarmację.

Dlaczego utworzyłem bloga?

Królewskie Indagacje to mój niepierwszy blog i pewnie nieostatni. Lubię uzewnętrzniać swoje przemyślenia, a to dlatego, że niezapisane szybko mi umykają, zaś zapisywanie ich dla samego siebie nie stanowi dla mnie motywacji.