poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Historia mojego miecza, cz. I

Pewnego słonecznego dnia, wówczas gdy byłem jeszcze zwykłym mieszczaninem, postanowiłem wyprawić się w północne Góry Urnam. Pasmo górskie rozdziela Wurstlandię na pół i ciągnie się przez całą wyspę - od południa po północ. Wyruszyłem z Grillgerat, gdzie wówczas mieszkałem, czyli z południowego zachodu. Jaki był cel mojej podróży? Bogactwo oczywiście, bowiem Urnam słynęły z licznych złóż złota oraz drogocennych kamieni. Była to jednak wyprawa bardzo niebezpieczna, a to z tego powodu, że nie tylko ja miałem ochotę zgarnąć niemałe ilości szlachetnych kamieni. Można je było znaleźć przede wszystkim w opuszczonych kopalniach pilnowanych przez bandziorów. Postanowiłem, że wyruszę sam, bowiem nie będzie się trzeba z nikim dzielić a także łatwiej się będzie przedostać przez liczne niebezpieczeństwa nie będąc wykrytym przez zbirów.
Do podróży nie przygotowywałem się aż nadto. Wziąłem swój stary miecz, łuk myśliwski,  strzały, plecak, krzesiwa, nałożyłem na siebie ciepły płaszcz i podążyłem przed siebie. Należy dodać, że była to wczesna wiosna. Wyruszyłem zanim świtało, aby to było jak najmniej świadków mojej wycieczki oraz, żeby nie trzeba było rozbijać nocnego obozu niedługo po wyruszeniu. Dreptałem trzy dni aż dodarłem do granic Urnam. Po drodze nie spotkało mnie nic co byłoby warte uwagi - marsz, polowanie, sen. Grillgerackie równiny nie są interesujące dla podróżnika żądnego przygód. Natomiast pasmo Urnam zaś słynie z tego iż tamtejsze góry skaliste są bardzo ciężko dostępne, lecz przez pasmo górskie rozpościera się masa dolin, w których zaś mieszczą się koryta rzek mających w pobliskich górach swe źródła. Tam się nudzić nie można, zwłaszcza dla osób lubujących się w górskich spinaczkach.
W momencie, gdy dotarłem do góry Bycza Skała, położonej najbardziej na zachód w całym paśmie, słońce zaczęło chować się za horyzontem. Postanowiłem rozbić kolejny obóz zanim pożegnam płaski teren i rozpocznę żmudną wspinaczkę po stokach górskich.
Standardowo przygotowania do rozbicia obozu zacząłem od znalezienia patyków, które pozwoliłyby mi rozpalić ogień. Znajdując te, odkryłem polankę w rozpoczynających się tutaj północnych wurstlandzkich lasach i tam rozpaliłem ogień za pomocą krzesiwa. Upiekłem także mięso, które wziąłem z wcześniej upolowanego jelenia. Z pobliskiego strumienia także się napoiłem. Najedzony i napity udałem się spać na kocu i wałku również zabranym z domu. Zapadając w głęboki sen nie wiedziałem jeszcze, co mnie czeka dnia następnego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz