sobota, 6 kwietnia 2013

Upadek Królestwa Wurstlandii?

Jak mówiłem w swoim wywodzie inauguracyjnym, Królestwo Wurstlandii nie upadło. Została zaniechana działalność strony internetowej. Nie można mówić o upadku Królestwa z tego powodu, że  nie został uchwalony akt prawny, który by to stwierdzał, nie została również złożona moja abdykacja ani nie zostałem zdetronizowany.
Poza tymi faktami, dość formalnymi i trącącymi biurokracją, można dostrzec i przyjemny aspekt. Mianowicie wszystko co pozostaje w naszych sercach jest wiecznie żywe, a sprawy Wurstlandii są ciągle poruszane w kuluarach. 
Co więc było powodem zamknięcia oficjalnej strony głównej Królestwa Wurstlandii? Chodziło o to, że ta strona nie służyła temu co było jej przeznaczeniem podczas jej tworzenia. Z platformy komunikacyjnej mieszkańców zamieniła się w źródło potoku żalu i pogardy dla mieszkańców ze strony pojedynczych jednostek.
Owa platforma komunikacyjna, bo tak należy nazywać strony internetowe wirtualnych państw, sprawiała, że nacja wurstlandczyków zamiast się spajać, rozczłonkowywała się na mniejsze. To nie jest komunikacja tylko droga do autodestrukcji. Z kłótni, które miały miejsce, prędzej doszłoby do wojny domowej niż do pojednania i zbudowania czegoś konstruktywnego.
Wniosek nasuwał mi się tylko jeden - należy odciąć rebeliantów/aniołów stróżów na usługach diabła od komunikacji z resztą Wurstlandczyków. Niestety tym samym wszyscy Wurstlandczycy zostali odcięci od owej platformy, jednakże uważam, że wszystkim wyszło to na dobre, nie wyłączając mnie.

Czy Królestwo zostanie odbudowane?

Mówiąc o odbudowie mam na myśli odnowienie platformy komunikacyjnej. Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć twierdząco lub przecząco na pytanie, czy Wurstlandia zostanie reaktywowana. Gdyby miało coś takiego nastąpić, z pewnością Wurstlandia zostanie wybudowana od zera. Zbyt dużo bałaganu nagromadziło się w dotychczasowych strukturach a filary Wurstlandii są niemiłosiernie popękane, co zmusza do zburzenia wszystkiego co było i wybudowania tego od nowa. Oczywiście hipotetycznie, tylko wtedy kiedy decyzja o odbudowie zostanie podjęta przeze mnie. Należy również się zastanowić przez kogo zostanie ewentualnie odbudowana. Przeze mnie, w końcu jestem obecnym królem, chyba, że wola narodu wurstlandzkiego będzie wołała o zdetronizowaniu mnie, oraz przez wszystkich Wurstlandczyków, którym będzie na tym zależało. Od tych osób wymagać będę tylko jednej rzeczy - lojalności wobec Królestwa oraz Króla.

4 komentarze:

  1. Redaktorze Ludwiku Bourbon,

    Niestety, ale według mnie lojalności wobec króla nie można wymagać. Nawet Wasza Ekscelencja nie wie, jak bardzo ludzie mieszkający w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej są podzieleni jeżeli chodzi o aprobatę dla dworu Jej Królewskiej Mości - Elżbiety II. Wie WE ilu ludzi jej nie cierpi? Media stwarzają otoczkę, że wszyscy ją kochają i się dla niej zabijają - gówno prawda. Nie można czegoś takiego jak lojalność wymagać od tak sobie... To tak jakby WE powiedział jakiejś pierwszej lepszej kobiecie na ulicy, że ma być wobec WE lojalna. Najprawdopodobniejsze reakcje kobiet, które WE spotka, to będzie albo wyśmianie albo strzelenie w pysk.

    Ponadto, coś WE powiem - nie sądzę, aby Markus Vilander wymagał od ludzi lojalności. On wymagał od nich uczciwości,dobrej zabawy i zdrowych stosunków międzyludzkich. Walka z RWŚ zniszczyła jego spojrzenie na naród wurstlandzki, bo zauważył, że ludzie od niego odchodzą. Wymaganie lojalności od v-poddanych jest równoznaczne z obsesją na punkcie czegoś i nie chciałbym, aby WE jako obecny król Wurstlandii popadł w obsesję opartą na totalnym sfiksowaniu umysłu. Wielu realnych królów cierpiało na różne choroby psychiczne, bo wymagali od swych poddanych dozgonnej lojalności - nie istnieje coś takiego. Nawet w małżeństwie opartym na lojalności zdarzają się kłótnie świadczące o tym, że małżonkowie w pewnym okresie mają siebie dość i ich lojalność wobec siebie nieoficjalnie zanika... Potem znowu się starają ją odbudować i tak w koło macieju...Markus Vilander robił to samo, ale po pewnym czasie po prostu dostał kosza od tych, którzy żyli z nim czy tam z tym krajem, w którym rządził i po wielu próbach niepowodzeń odszedł. Różnie może być odbierane, to co zrobił potem, więc to niech czytelnicy sami ocenią.

    Może to, co teraz powiem okaże się drastyczne, ale tak jest. Ludzie są jak psy - łatwo się przywiązują do Pana, jeżeli się o nie dba, lecz wszystko musi mieć swoje granice i każde stworzenie czy to ludzkie czy zwierzęce należy wychować w sposób taki, aby zapewniło poprawny (dla wielu "poprawny" znaczy co innego) byt dla kolejnego pokolenia. Markus Vilander rozpieścił społeczeństwo i poniósł totalną porażkę przekazując władzę rozpieszczonemu społeczeństwu, które nie było w stanie udźwignąć ciężaru rządzenia krajem.

    Dlatego to, że KW upadło jest w znacznej mierze winą JKM Markusa Vilandera, a nie ludu tam przebywającego. Ludzie, którzy chcą dobrze w ich mniemaniu zazwyczaj tracą na tym i Markus Vilander niestety do tych ludzi należał, należy i chyba będzie należeć...

    Kolejnym faktem jest to, że ludzie przebywający w RWŚ, którzy potem przeszli do KW tak naprawdę przechodzili z gry/v-kraju, który także ich rozpieszczał do nowego kraju, który także musiał ich rozpieszczać, aby oni w nim pozostali. Zresztą powiedzenie: "poczuj się jak u siebie w domu" ma znacznie silniejsze znaczenie niż ludziom się zdaje.

    Jak to mówią nic w tym świecie nie dzieje się bez przyczyny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lojalność to może faktycznie za duże słowo w kontekście wirtualnych państw i wirtualnych monarchów. Bardziej mi tu chodzi o wzajemne zaufanie oraz chęć szczególnej współpracy pomiędzy królem a poddanymi.
      Ja bym tak surowo JKM Markusa nie oceniał, gdyż uważam, że był najlepszym monarchą w historii Królestwa Wurstlandii. Swą charyzmą był charakterystyczny, ale zawsze działał w dobrej wierze.

      Usuń
  2. Ale przecież zaufanie też jest czynnikiem, którego się nie otrzymuje tak po prostu. Kiedy popadam z kimś w dialog, to mam tendencję do niewierzenia w każde słowo, co dana osoba mówi. Dosyć często chcę, aby dana osoba poparła swoje słowa jakimiś faktami, czynami itd., abym mógł uwierzyć w to, co ona mówi, abym mógł jej zaufać. Zaufanie jest bardzo zdradliwe, więc ludzie po prostu w tej kwestii są bardzo ostrożni i nie chcą ryzykować, że ktoś ich zrobi w konia.

    A chęć współpracy zazwyczaj wynika z walki o jakieś wyższe wartości dla kraju oraz z wiedzy, że ktoś daną pracę uszanuje, zauważy i w jakimś tam stopniu zaangażuje się w nią.

    Mikronacja działa jak firma. Najpierw musi wyniknąć współpraca pomiędzy dwoma osobami, muszą zapoczątkować pewne fundamenty, na których dana firma ma się trzymać, zadbać o usługi i terminowość ich wykonywania, z których będzie słynąć, zadbać o pewną renomę i unikatowość na rynku, następnie grono klientów i współpracowników się poszerza, jeżeli współpraca z daną firmą nas satysfakcjonuje.

    Dlatego to, że ktoś jest królem nic nie znaczy. Natomiast to, jakim jest się królem ma bardzo duże znaczenie dla całej mikronacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowni Panowie,

    ponieważ widzę tu aktywność, w ramach podtrzymania zainteresowania i autopromocji nie uregulowanej przez jegomościa Ludwika, zapraszam serdecznie: http://wahrheit.eccp.pl/ gdzie można zapoznać się z najświeższym wydaniem Wurstlandische Wahrheit.

    OdpowiedzUsuń