poniedziałek, 10 czerwca 2013

Językowe szaleństwo

To jest coś nieprawdopodobnego, ale w mikronacjach jednak możliwe. Jak Państwo się pewnie domyślają, to wracam właśnie z tak zwanego Kongresu Kontynentu Wschodniego (gdzieniegdzie mówią już na niego Eskwilingradzki i naprawdę nie wiem dlaczego, ale ta nazwa mi się kojarzy ze Stalingradem) i tam wpadła mi w oko dyskusja o językach Kontynentu Wschodniego. Na początku sobie pomyślałem, że języki będą nowym przybyszom badać, przy okazji uzębienie też. Może próchnicę niektórym wykryją, a niektórym wskażą zęby do wyrwania. Proszę się nie martwić, jeszcze tak wesoło nie jest jak przypuszczałem, ale może kiedyś zęby swoim avatarom będą badać. Na szczęście nie będę już tego oglądał.

Aby wiedzieć o czym będzie mowa, to przeanalizujmy wypowiedź prowodyra tejże dyskusji, Marcela Hansa:

Język polski jest językiem oficjalnym wszystkich mikronacji, ale oprócz niego istnieją także dodatkowe języki w wielu państwach. W tej chwili wszystko to funkcjonuje jakby obok siebie, a nie jest w jakikolwiek sposób połączone.
W tym aspekcie można by realizować współpracę przez wzajemne poznanie siebie i swoich kultur. Temat ten jest kierowany oczywiście głównie do mikronacji posiadających własny dodatkowy język, ale nie tylko. Sądzę, że można by wspólnie wydać przewodnik i informator o tych językach, jako wspólny element promocyjny Kontynentu Wschodniego.
Kiedy przeczytałem tę wypowiedź, to oczywiście przeczytałem ją jeszcze raz i po jakimś czasie kolejny raz, a na końcu sobie pomyślałem o jakiej współpracy poprzez wzajemne poznanie siebie ten człowiek, że tak powiem, szczebiocze. Z tego, co mi wiadomo, to Ci wszyscy ludzie tworzący mikronacje na kontynencie wschodnim znają się wystarczająco dobrze, aby nie musieć się ponownie poznawać. Ponadto, wątpię czy będą chcieli się poznawać od strony kulturowej skoro współczynnik zarozumialstwa i egocentryzmu wśród nich jest bardzo wysoki. Jeżeli zaś chodzi o poznawanie mikronacji od strony językowej tj. specyficznych języków, które dane społeczności mikronacyjne wygenerowały jako swoje własne i zarazem wymarłe, to uważam ten pomysł za dość niepoważny i trącający nieco o absurd. Nawiązując nieco do piramidy budowanej na Kontynencie Wschodnim, to muszę wspomnieć o hieroglifach. W Polsce to słowo przybrało znaczenia takiego, że coś jest trudne do odczytania, a dzięki temu przekaz danej informacji staje się niezrozumiały dla odbiorcy. Co ciekawe, w mikronacjach próbuje się zrobić tak, że to co jest trudne i niezrozumiałe dla większej grupy odbiorców stawia się na piedestale robiąc z tego, pewnego rodzaju, kult lub reklamę, która ma rzekomo przyciągnąć tabun ludzi zainteresowanych jakimiś wymarłymi językami, których nigdzie nie można spotkać oprócz mikronacji. Takie zabiegi marketingowe oczywiście zadziałają, ale tylko w specyficznej i bardzo rzadko spotykanej grupie osób, które ten język by chciały poznać tylko i wyłącznie dla szpanu. Przydatność tych pobocznych języków, które gdzieś tam w mikronacjach istnieją jest bardzo znikoma i nie zawaham się użyć sformułowania, że gdzieniegdzie jest ona wręcz żadna, więc skoro przydatność tych języków jest zerowa bądź bliska zeru, to w jaki sposób Hans próbuje z zera zrobić jeden?

Co do języków to powinno być to coś ogólnego, np. podstawowa gramatyka + najważniejsze słownictwo, tak by nie zanudzić czytelnika, ale by też zdobył on jakąś praktyczną umiejętność.
Na pytanie zadane przeze mnie wyżej Marcel Hans podał nam na tacy swoją odpowiedź. Otóż, planuje on to zrobić w sposób ogólny, czyli załóżmy sobie taką sytuację, że jakiś osobnik postanawia zamieszkać na kontynencie wschodnim, wręczają mu broszurkę informacyjną dotyczącą języków jakie może spotkać w danej mikronacji, a w niej:

- Ja to ja, ale ty to już ty. On na nim, czyli ten nad nim to też on, ale obok niego stoi ona, a w nogach śpi ono.
- Najważniejsze słownictwo: wyjście, post, gracz, piłka nożna, aktywność, kryzys, yoyonacja, najlepszy, idealny, dyplomacja, stosunek, uznanie...

Podobna ogólna gramatyka oraz najważniejsze słownictwo, co przedstawiłem powyżej będą przetłumaczone na wszystkie języki wymarłe, które można spotkać w mikronacjach wchodzących w skład Kontynentu Wschodniego i coś takiego ma stanowić promocję dla tamtego kontynentu. Pomijam już sam fakt, że jakikolwiek język czy to język pierwszy (native) czy obce (dążące do native) są kwestią indywidualną oraz woluntarną i jeżeli przybierzemy założenie, że każdy z nas jest inny, to wnioski muszą wyjść takie, że owa promocja trafi do bardzo wąskiej grupy osób. Natomiast, jeżeli założymy, że każda jednostka dąży do tzw. ujednolicenia z innymi jednostkami, to wyjdzie nam, że taka promocja może dotrzeć do sporej grupy osób. 

Jako, że socjaliści są takimi organizmami, które dążą do prowizorycznego ujednolicenia jednostek najczęściej nieposiadających swojego zdania, to propozycja Marcela Hansa staje się już jasna i można sobie w myślach dopowiedzieć do czego dąży ten typ. Poprzez ujednolicenie zabijane są wszystkie indywidualności, pewnego rodzaju, odchylenia od normy, czyli to czego mikroświat wręcz się domaga.

Już nie próbuję zrozumieć, co ta socjalistyczna banda oszołomów próbuje kreować na tym mikronacyjnym padole, bo to wszystko jest tak sprzeczne ze sobą, że aż nóż się sam w kieszeni otwiera. Wystarczy błędnie coś założyć, aby doprowadzić do tragedii. Już się zaczęli całować z tragedią, a czas pokaże, co się z tego urodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz